niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział: 30

*Następny dzień- Londyn.
Ding dong!- usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę.- zawołałam do Liama, który jako jedyny z chłopców został dzisiaj w domu.
Szybko pobiegłam do drzwi.

-Cześć.- powiedział niespodziewany gość, a ja stanęłam jak wryta. 
-Cześć. Co ty tu robisz?
-Wszystko ci wyjaśnię, ale może najpierw wpuścisz mnie do środka?
-Aaa, gdzie ja mam głowę, wejdź.
Powoli zamknęłam drzwi, a następnie zaprosiłam gościa do jadalni.
-Napijesz się czegoś? O wiem, zrobię ci mega słodką herbatę z cytryną.- rzekłam nastawiając wodę.
-Widzę, że jeszcze nie zapomniałaś co lubię.
-Mam dobrą pamięć.- wymruczałam zakłopotana, a on jedynie leciutko się uśmiechnął. 
Siedzieliśmy w milczeniu popijając herbatę, a ta cisza powoli doprowadzała mnie do szału.
-Więc co tu robisz?- powiedziałam nieco głośniej niż zamierzałam.
-A no tak. Ymm  . . .  przyjechałem bo dawno już sie nie widzieliśmy, a ty przestałaś pisać. No i pomyślałem, że cię odwiedzę. 
-Jasne. A skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
-Byłem u twoich rodziców.- wyjaśnił lekko zawstydzony.
-Mogłam się domyślić, zawsze cię lubili.
-Serio?
-Tak.
I znowu nie mieliśmy tematów do rozmów. Dziwne, bo gdy byliśmy razem to mogliśmy nawijać godzinami i nigdy nam się to nie nudziło.
-To co u ciebie?
-A wszystko okej. Uczę się, pracuję.
-Tak, to dobrze.
-A co u Małgosi?
-Jest w Paryżu ze swoim chłopakiem.
-Aha. Czemu tu mieszkasz?
-Co?
-No chodzi mi o to dlaczego się tu przeprowadziłaś?
-Potrzebowałam zmiany, czasami trzeba wyjechać żeby zapomnieć.- spuściłam wzrok.
-Masz na myśli. . 
-Co robimy na obiad?- zapytał Liam wpadając do pomieszczenia.- Ooo masz gościa.- rzekł lekko speszony.
-No tak jakby. Yyy poznajcie się, Liam to jest Adam, Adam to Liam.- powiedziałam po angielsku, a oni podali sobie dłonie.
-To ten, ja już pójdę. Zobaczymy się jutro.
-Jasne.- odprowadziłam Adama do drzwi.
-Cześć.- chciał mnie przytulić.
-Bez obrazy, ale nie zapędzaj się.- delikatnie go odepchnęłam.-Cześć.- szybko zamknęłam za nim drzwi.
-Kto to był?
-Nie mówi się z pełną buzią, a to był mój były.
-A co on tu robił?- zadał kolejne pytanie przełykając ciastko.
-No właśnie problem jest taki, że nie wiem. Twierdzi, że przyjechał mnie odwiedzić.
-Chyba nie jesteś zbyt zadowolona.
-Daddy on niesie za sobą wspomnienie, które ja nie za bardzo chcę pamiętać.
-Rozumiem.- przyznał w zamyśleniu.-To z nim pisałaś?
-Aha.- przytaknęłam.- Kiedy wróci Lou?
-Z tego co wiem to jutro wieczorem ma przyjechać.
-Jasne.- ucięłam naszą rozmowę.

*Poniedziałek.
Właśnie szykowałam się do opuszczenia MSC gdy usłyszałam za sobą znów ten sam roześmiany głos.
-Mówiłem, że się dzisiaj spotkamy.
-To gszie pracuje też wiesz od moich rodziców?
-No tego akurat nie.-puścił mi oko.- Chodź odwiozę cię do domu.
-Wypożyczyłeś?- zapytałam wskazując na czarne BMW.
-Tak.- otworzył mi drzwi.
W ciszy jechaliśmy do mojego domu. Już prawie byliśmy na miejscu, gdy Adam zjechał na pobocze po czym chwycił moje dłonie.
-Przejdę od razu do rzeczy jeśli pozwolisz. Chciałbym cię zabrać na kolację, jeśli nie maszx innych planów na wieczór.
-Dlaczego do cholery to robisz?-wyswobodziłam moje dłonie z jego.
-Ale o co ci chodzi?- zapytał zdezorientowany. 
-Właśnie o to. Przyjeżdżasz tu, nachodzisz mnie w domu, przyjeżdżasz do pracy i teraz jeszcze ta kolacja. Jaka była umowa?
-No jaka?
-Wybaczam ci wszystko, ale jesteśmy co najwyżej tylko przyjaciółmi. A teraz zawieź mnie do domu, proszę.- uważnie mnie wysłuchał i podpalił silnik.
Po pięciu minutach staliśmy już pod domem. Otworzyłam drzwi, rzuciłam zdawkowe cześć i biegiem ruszyłam w stronę domu.
Wpadłam do środka waląc drzwiami.
-Ej spokojnie te drzwi nic ci nie zrobiły.
-Harry dobrze ci radzę zamilcz.- rzuciłam wściekła.
-Jak sobie życzysz.- powiedział obrażony.
-Świetnie.- było mi źle, że tak go potraktowałam.
Z moimi myślami zabrałam się za przygotowywanie posiłku. Co on sobie wyobrażał przyjeżdżając tu? Tak na prawdę to nie wybaczyłam mu tak do końca, bo jak można ot tak zapomnieć o tym, że osoba którą kochasz rzuca cie z dnia na dzień dla pieprzonych studiów. Poza tym wiem, że nie powiedział mi wszystkiego, na przykład tego, że w Bostonie miał dziewczynę, Mirandę. Jak mogę mu po tym wszystkim zaufać tak na sto procent, czy ja w ogóle nadal go kocham?

Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu.
-Tak?
-To ja. Chciałem tylko wyjaśnić.
-Słucham.
-To nie jest tak jak myślisz. Ja nie chcę ci rozwalać życia, chcę być twoim przyjacielem i właśnie w takim charakterze zapraszam cię na tą kolację. Naprawdę , proszę podaruj mi ten jeden wieczór.
-No dobrze, niech ci będzie.- no i pękłam.
-Jest jakieś ale?
-Żadnych restauracji, ani sztywnej atmosfery.
-Ok. .. to gdzie pójdziemy?- zapytał z powątpiewaniem.
-Do pizzerii.- rzekłam zadowolona.
-Twój wybór, chciałem żeby było elegancko.
-I sztywno.- dorzuciłam ze śmiechem.- Kończę bo frytki mi się spalą.
-Ok, będę o 7.00. Cześć.
-See you.
Szybko podgrzałam mięso i zawołałam chłopaków na późny obiad.
-To kto dziś sprząta?- zapytał Li po skończonym posiłku.
-Hazza.- wskazał blondyn.
-Jak zawsze.
-Harry ja przepraszam, nie chciałam być taka.- podeszłam do niego gdy zostaliśmy sami.
-Taka? To znaczy wredna?
-Właśnie, przepraszam jeszcze raz.- mocno się w niego wtuliłam.
-Nic się nie stało.- wyszeptał po chwili i także mocno mnie przytulił.
Równiutko o 7.00 do drzwi zadzwonił Adam.
-Witaj, gotowa?
-Tak, możemy jechać.- zamknęłam drzwi na klucz.
-Reszty domowników nie ma?
-Nie, wyszli do jakiegoś klubu.
-Aha, zapraszam.- ponownie tego dnia otworzył przede mną drzwi do auta.
-Dzięki- po minutce już pędziliśmy ulicami Londynu.

                                                                                Ciąg dalszy nastąpi. . .  . . :D