poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział: 22

Niedziela upłynęła nam na leniuchowaniu i rozmowach z chłopakami.
I nadszedł ten znienawidzony przeze mnie poniedziałek. Dzisiaj szłam na 9. Obudziła mnie siostra, narzuciłam na siebie siwy, wełniany sweter, czerwone rurki i czarne kozaki. Umyłam zęby, uczesałam włosy oraz lekko umalowałam, po czym zeszłam na dół. Wchodząc do kuchni usłyszałam fragment rozmowy:
-............... tak, obiecuję, że ona się o niczym nie dowie.- wtedy Gabi odwróciła się w moją stronę.-Muszę kończyć pa.

-O co chodzi? Kto sie nie dowie i o czym?
-A to takie tam, nieważne.-rzekła nerwowo, uśmiechając się.
-Taa jasne.- dałam za wygraną.
Zjadłam kanapki, które oczywiście sama musiałam sobie zrobić :p i pobiegłam na autobus. 
Nath i Lucas byli chorzy, więc na lekcjach się nudziłam. Mojej nudnej kumpeli z ławki tez dzisiaj nie było, ja nie wiem co się dzieje z tymi ludźmi. Po szóstej godzinie miałam dwadzieścia minut przerwy. Cos zaczęło mi wibrować w kieszeni, wyjęłam fona i odebrałam.
-Halo?
-Cześć mała.-usłyszałam głos Zayna.
-Cześć.- na mojej twarzy pojawił się banan.
-Co tam ?
-A od wczoraj nic się nie zmieniło. Jesteście już w USA?
-Tak, dotarliśmy tu o 7 rano.
-To fajnie. No to już za trzy dni się zobaczymy.
-No nareszcie.
-Hehe nom. A u was jak ta?
-A dobrze, dobrze. Mam takie pytanko. Jedziesz na święta do domu?
-Jeszcze nie wiem, ale chyba tak. Wiesz no chciałabym zobaczyć rodziców, kumpelki. Stęskniłam sie juz za  nimi wszystkimi.
-No rozumiem. W szkole jesteś?
-Tak, tak. Właśnie skończyła mi się przerwa.- uslyszałam głośny dzwonek.
-No ok, dzisiaj ani jutro chyba nie pogadamy, ale jak będę miał wolną chwilę to zadzwonię.
-Spoko, pa.
-Trzymaj się.
Odpękałam dwie ostatnie lekcje, po czym wróciłam do domu. Gdy otwierałam drzwi dostałam esa od Lucasa "Mogłabyś podrzucić mi lekcje? Proszę." szybko mu odpisałam "Jasne za pół godziny będę", dostałam odpowiedź "Ok, czekam :) ".

Skoczyłam się przebrać, założyłam bluzę z kapturem, jeansy, trampki i na to kurtkę. Do torby włożyłam wszystkie zeszyty, zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę chaty Lucasa. Dziesięć minut później byłam już na miejscu. Zadzwoniłam dzwonkiem, otworzył mi chłopak.
-Cześć.
-Hej.- przytuliłam go.
-Jak się czujesz?
-A lepiej, lepiej.
-Kiedy wracasz, bo nudno bez was?
-Nathan to chyba jutro albo pojutrze, a ja w czwartek raczej.
-Rozumiem.- poszliśmy do kuchni.- Sam jest jesteś w domu?
-Tak, mama jest jeszcze w pracy.- podałam mu zeszyty.
-A twój tata? Nigdy nic o nim nie mówisz.
-Ojciec nie żyje, zginął w wypadku. Nie mówmy o tym.
-Przykro mi. 
-Nie wciskaj mi tych gadek, dobra?!! I co może jeszcze powiesz, że rozumiesz, gówno rozumiesz, nie wiesz co się stało!!! Nikt oprócz naszej rodziny nie wie, a wszyscy mówią, że rozumieją! Ty też wciskasz mi kurwa tą gadkę!!!
-Ok przepraszam, pójdę już. Nara.- wyszłam z  domu.
Zaczęłam biec, chciałam mu pomóc, pocieszyć. A on co? nawrzeszczał na mnie. Tym razem droga zajęła mi pięć minut. Po drodze wyłączyłam fona.
Była godzina 18, otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
-Gabi jesteś?
-Tak w kuchni.- rozebrałam się i poczłapałam do wskazanego pomieszczenia.
-Co robisz?
-Kawę. Chcesz coś?
Herbatę z cytryną, jeśli można prosić.
-Jasne, siadaj. Stało się coś?
-Nie, nic.
-Wiesz, że lepiej jest się czasem komuś wygadać?
-Nic się nie stało, ok?!
-Nie chcesz gadać to nie, twój interes.
-Przepraszam nie chciałam krzyczeć.
-Spoko, proszę.- postawiła przede mną kubek.
-Dzia.- ucałowałam jej policzek, poszłam usiąść na kanapie, Gabrysia poszła do siebie.
Zaczęłam myśleć o wszystkim i o niczym. Chyba czas uporządkować swoje sprawy, a szczególnie te sercowe :p 

środa, 20 lutego 2013

 IMAGIN NR. 1


Dziś Sylwester. Byłaś dziewczyną Zayna już trzy lata. Miałaś sekret o którym wiedziałaś tylko ty i on, nawet reszta One Direction o nim nie wiedziała. I mimo tego co ukrywaliście przed resztą świata ten uroczy Bad Boy cię nie zostawił.
Weszłaś do kuchni gdzie znajdowali się chłopcy, którzy przed chwilą wrócili z próby.
-Cześć kochanie.- twój chłopak powitał cię soczystym buziakiem.
-Hej.
-Pamiętasz o której jest bal?
-Jak mogłabym zapomnieć. A tak w ogóle to jest bal maskowy?
-Chyba nie, na zaproszeniu nic takiego nie było. Masz już sukienkę?
-A mam. Martw się lepiej o to w co wy się ubierzecie.
-To już załatwione. Kupiliśmy sobie smokingi. Pierwszy raz będę miał coś takiego na sobie.- pochwalił się Harry.
-Och jestem pewna, że będziecie wyglądali fantastycznie. O rany zostały mi tylko cztery godziny, muszę iść zacząć się szykować. Rezerwuje łazienkę. A tak w ogóle to muszę wziąć prysznic.
-A może potrzebna ci pomoc? Chętnie umyję ci plecki.- wyszczerzył się twój chłopak.
-Doskonale poradzę sobie sama kocie.
Poszłaś wziąć prysznic, zajął ci on aż godzinę.
Włosy pozostawiłaś do wyschnięcia, zajęłaś się malowaniem paznokci. Wybrałaś do tego czerwony lakier. Przez resztę czasu układałaś włosy i robiłaś makijaż, a w międzyczasie włożyłaś swoją długą, czerwoną, koronkową suknię, a do tego czarne szpilki. I tak zdążyłaś wyszykować się na czas.
-[T.I] musimy wychodzić!!- usłyszałaś.
-Już schodzę.
Zeszłaś powoli po schodach, chłopcy byli tobą oczarowani. Musiałaś przyznać, że oni też wyglądali wspaniale. Założyłaś płaszcz i pojechaliście na bal.
Piliście, bawiliście się , tańczyłaś już z Zaynem, Louisem, Harrym i Liamem. Kilka minut przed 12:00 podszedł do ciebie Niall i poprosił cię do tańca, zgodziłaś się. Irlandczyk tańczył równie dobrze jak śpiewał. Dwie minuty przed północą wraz z Niallem wyszłaś na taras. Po kilku sekundach podszedł do was Zayn, Horan zostawił was samych. Zayn kucnął na jedno kolano trzymając w ręku pudełko o takim samym kolorze jak twoja suknia, w środku był piękny pierścionek.
-Wyjdziesz za mnie?- zapytał.
I wtedy w głowie pojawiła ci się myśl dlaczego on to robi, czy przez twoją chorobę? Tak, byłaś chora na raka. To była ta skrywana tajemnica. Szybko odgoniłaś te myśli. Wtem wybiła północ, słychać było wystrzelane fajerwerki, spojrzałaś w niebo, gdzie pojawił się napis " Powiedz tak". Łzy stanęły ci w oczach.
-Tak.- powiedziałaś- Zostanę twoją żoną!!!
Zayn porwał cię na ręcę i zaczął kręcić w koło.
Pół roku później zostałaś żoną Zayna. Przed ślubem postanowiliście powiedzieć wszystkim o twojej chorobie. Koło dwóch miesięcy później dowiedzieliście się, że już nie masz raka, w tedy też dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży. Osiem miesięcy później wraz z chłopcami i twoim mężem cieszyliście się z przyjścia waszej córki na świat.
Daliście jej na imię Valentine. Razem z Zaynem byliście nieziemsko szczęśliwi. A ty z pewnością nigdy nie zapomnisz tamtego Sylwestra, w którym Malik ci się oświadczył.


----------------------------------------------------------------------------------------------
Jak Wam się podoba? Chcecie żebym pisała imaginy? :*
 

sobota, 9 lutego 2013

Dodaję to na początku notki bo wiem że jak dodam pod rozdziałem pewnie tego nie przeczytacie. Proszę Was jeśli to czytacie to dodajcie komentarz, chociaż jedno słowo. To naprawdę pomaga, szczególnie w takich chwilach jak teraz gdy nie mam weny. Buziaki Victoria :*
Rozdział: 21

Minął jeden tydzień, drugi, a następnie trzeci. Zbliżały się moje siedemnaste urodziny. 1 grudnia, jeszcze zaledwie cztery dni do powrotu chłopaków. W zeszły weekend zaplanowałyśmy sobie, że dzisiaj wybierzemy się do nowo otwartego klubu. Miałyśmy pójść tam z Nathanem, Lucasem, Tarą i Joshem, niestety Nathan się rozchorował, zaraził Lucasa. Natomiast Tara pojechała do rodziny, a Josh jako dobry chłopak wybrał się tam razem z nią. Dwie godziny przed wyjściem zaczęłyśmy wybierać stroje, układać włosy oraz robiłyśmy makijaż. Obie postawiłyśmy na proste włosy i delikatny makijaż. Na dworze było zimno, prószył śnieżek. Wybrałam białe rurki, czarną, obcisłą bokserkę oraz kilka dodatków, całość dopełniłam brązowymi kozaczkami na ośmiocentymetrowym korku. Gabrysia postawiła na skórzaną krótką kurteczkę, bluzkę na ramiączkach, jeansy i botki. Oczywiście na to każda z nas założy płaszcz. Obie byłyśmy dość zadowolone z efektu końcowego.
Punktualnie o ósmej wchodziłyśmy do klubu. Wypiłyśmy po drinku i ruszyłyśmy na parkiet. Ja tańczyłam z niejakim Pierrem, a Gabi z czarującym blondynem, którego imienia nie znałam. Ale co z tego, że miałyśmy fajnych partnerów do tańca, jak w klubie grali kiczowatą muzykę i klimat też raczej nie był sprzyjający.
Podeszłam do siostry siedzącej przy barze.
-Zmywamy się?
-Jasne, strasznie tu nudno.
-Zrobimy sobie impre w domu.
-Haha chyba piżama party.
-Hahaha.
 Zamówiłyśmy taksówkę, po drodze wstąpiłyśmy do sklepu. Kupiłyśmy piwo, chipsy, żelki i jakieś ciacha. Następnie wróciłyśmy do rezydencji 1D. Już na miejscu przebrałyśmy się w rzeczy do spania i usiadłyśmy w salonie.
-Piwko?
-Jasne.- powiedziałam.
-Gdyby mama wiedziała, że daję ci alko dostałabym zjebke. 
-Zapewne, na nasze szczęście  nie wie.
-Tak. Za wolność.- stuknęłyśmy się puszkami.
-To o czym gadamy?
-Hmm. O chłopakach?
-Huhu. Ok!
-No dobrze to co myślisz o................. naszych współlokatorach?
-To może zacznę od Lou. Rozbraja mnie swoim poczuciem humoru, ma ładne oczy i fryz. No i co trzeba mu przyznać to to, że ma świetny tyłeczek.
-No ja tez to zauważyłam.
-Zdziwiłabym się gdybyś nie zauważyła.- zaśmiałyśmy się.
-Lecimy dalej.
-Harry jest słodki, uwielbiam te jego loczki i dołeczki gdy się uśmiecha.
-Zawsze przepadałaś za chłopakami z dołeczkami.
-To prawda.
-Mów dalej.
-Niall też jest słodki, kocham tego żarłoka. Jest dla mnie jak brat, zawsze poprawia mi humor. Zayn jest czarujący, ma piękne oczy i zajefajny uśmiech.
-A Liam?
-Li jest spoko, ale ostatnio się nie dogadujemy. Zachowuje się jakby był na mnie zły.
-Przesadzasz.
-Przesadzać to ja mogę marchewki.- sączyłyśmy już po 3 piwie.
-Tylko nie marchewki bo Lou się wścieknie.
-Bardzo śmieszne. A ty co o nich sądzisz?
-Zgadzam się z tobą w 100%.
-A co tam u Adama?
-Co? Nie wiem o czym mówisz.
-Nie ściemniaj. Myślisz, że nie wiem, że się ze sobą kontaktujecie. Nie jestem głupia.
-Nie twierdzę tak. Postanowiliśmy się przyjaźnić.
-Gabrycha!! Już nie pamiętasz co mówiłaś gdy wyjechał bez pożegnania do Bostonu.
-Pamiętam. To tylko przyjaźń.
-Naprawdę go już nie kochasz?
-Nie. To wszystko co czułam przeminęło i już nie wróci.
-Jesteś pewna?
-Tak do cholery.
-No dobra. Wiesz, że wszystko co robię to dla twojego dobra.
-Wiem i dziękuję.- przytuliła mnie mocno.- Ale to ja powinnam cię chronić przed złem, a nie na odwrót.
-Oj przymknij się staruszko.
-To jak pijemy jeszcze po jednym i lulu?
-Mhm.
Wypiłyśmy piwa po czym poczłapałyśmy na górę. Oczywiście przy moim szczęściu o mało co a spadłabym ze schodów.
Równiutko o  1.00 kładłam się do łóżka.



piątek, 1 lutego 2013

                                              Nasz Hazza ma już 19 lat. Czego mu życzę? Wszystkiego co
 najlepsze oczywiście. :D 
Happy Birthday Harry ♥♥